Nowy zarząd LOT pozbywa się niewygodnych ludzi w tanim przewoźniku i wraz z policją zabezpiecza komputery.
Początkiem nowej ery są nagłe zwolnienia pracowników związanych z byłymi prezesami obu spółek, zapowiedzi przeniesienia firmy z Łodzi do Warszawy oraz nalot policji na siedzibę spółki.
Podczas uroczystego otwarcia nowego biura spółki w Łodzi nowy wiceprezes Centralwings, nieoczekiwanie wręczył wypowiedzenia dwóm kluczowym pracownikom firmy. Otrzymali je Waldemar Wysowski, dyrektor sprzedaży (były wiceprezes Centralwings odwołany z tej funkcji razem z prezesem Maciejem Kwiatkowskim), i Mariusz Jachimek, pełnomocnik prezesa ds. negocjacji z portami (odpowiedzialny za nowe połączenia). Wojciech Kądziołka, rzecznik LOT, potwierdza zwolnienie obu dyrektorów i tłumaczy, że zarząd każdej firmy państwowej czy prywatnej ma prawo dobierać sobie pracowników, ponieważ za nią odpowiada - czytamy w "PB".
Na tym nie koniec. Wczoraj do nowego biura spółki wkroczyła policja. Najpierw dwaj funkcjonariusze przybyli zabezpieczyć komputery obu zwolnionych dyrektorów. Po kilku godzinach powrócili wraz z wiceprezesem Ciarcińskim i szefem IT w LOT w celu zabezpieczenia wszystkich komputerów i serwerów. Powodem jest kopiowanie poufnych danych. - Zarząd LOT złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa - ucina w dzienniku Wojciech Kądziołka.
Pracownicy Centralwings nie mają wątpliwości, że za całą sprawą stoi Jerzy Adamski, wiceprezes LOT, który w ramach ugody ze związkami zawodowymi jako ich przedstawiciel wszedł do zarządu spółki. - To klasyczna zemsta na ludziach związanych z Markiem Dembskim, byłym p.o. prezesem LOT, który prowadząc wojnę ze związkami zawodowymi przy pomocy policji zabezpieczył związkowcom sprzęt - mówi "Pulsowi Biznesu" osoba związana ze spółką.
W tej oto atmosferze ujawnia się strategia LOT wobez Centralwings. Jest nią przeniesienie spółki do stolicy. Tani przewoźnik miałby wprowadzić się do nowej siedziby LOT. Część pracowników tanich linii widząc, co się dzieje, udała się na zwolnienia lekarskie lub urlopy. Wszyscy mają bowiem umowy na czas określony z dwutygodniowym okresem wypowiedzenia.
- Zapewne niewielu przetrwa i przeniesie się do stolicy. Do spółki prawdopodobnie wejdą nadwyżki kadrowe z LOT. O to toczy się ta wojna - mówi jeden z pracowników tanich linii.
Nieoficjalnie mówi się, że do przeprowadzki mogłoby dojść pod koniec roku.