Moda na własne skrzyła zapanowała w polskim biznesie. Szybko przybywa prywatnych samolotów, a kursy pilotażu przeżywają prawdziwe oblężenie.
Od kwietnia rozwój prywatnej awiacji jeszcze przyspieszy. - Dzięki zasadom Schengen będę mógł wystartować ze swego lądowiska w Konstancinie i swobodnie, nawet bez kontroli paszportowej, polecieć do Paryża - nie kryje entuzjazmu Jan Borowski.
W prywatnych rękach jest dziś w Polsce ponad 630 samolotów. Większość to starsze, używane maszyny w cenie od kilkudziesięciu do 100 tys. dol. od sztuki, ale np. Leszek Czarnecki, prezes korporacji finansowej Getin, wkrótce odbierze luksusowego amerykańskiego howkera 900 XP wartego ponad 14,6 mln dol.
Dwa dwumiejscowe nowe austriackie katany DA 20 C1 (po 198 tys. dol. za sztukę) dobre do szkolenia pilotów kupuje właśnie Dariusz Szpineta, prezes Aviation Asset Management z lotniska w podwarszawskich Babicach. Firma Szpinety dysponuje dziewięcioma samolotami, które wnieśli do spółki jej udziałowcy.
Z pasji i entuzjazmu do latania uczynili biznes. Chlubą AAM jest teraz nowy turbośmigłowy Beechcraft King Air B200 GT, za 5,6 mln dol., spora luksusowa powietrzna limuzyna, którą w godzinę i dziesięć minut można dowieźć pięcioosobową rodzinę z ekwipunkiem na narty do Innsbrucka, w dwie i pół godziny dotrzeć z biznesową delegacją do Moskwy albo w godzinę przerzucić korporacyjnych audytorów z Krakowa do Gdańska.
Szpineta, który sam pilotuje samoloty, widzi diametralną zmianę podejścia do usług lotniczych wśród przedsiębiorców. Firmy, które mają kilka oddziałów rozrzuconych po Polsce, szybko obliczyły, że korzystając z powietrznego transportu, oszczędzają cenny czas menedżerów, a w delegacjach zagranicznych nie ponoszą kosztów hoteli, delegacji. Prezesi firm, po wylądowaniu mogą praktycznie z marszu załatwiać sprawy z europejskimi partnerami bez konieczności liczenia godzin straconych na odprawy lotniskowe.
- Koszt dostarczenia grupy negocjatorów na rozmowy biznesowe do Stuttgartu i z powrotem to ok. 5 tys. zł - mówi Dariusz Szpineta. Szybka weekendowa wycieczka na golfa - przelot z Warszawy w okolice Trójmiasta i z powrotem - kosztuje czterech pasażerów 1500 zł. Trudno przy tym wycenić zysk wynikający z oszczędzenia sobie koszmaru przebijania się do Gdańska czy Jastarni własnym samochodem.
Firma Polindus, która ma siedzibę w Krakowie i kilka fabryk mleka w proszku rozrzuconych po kraju, chce teraz skrócić drogę prezesom do nowo budowanych zakładów pod Suwałkami. Umożliwi to samolot Diamond Twin Star za ok 400 tys. dol., wyposażony w dwa oszczędne silniki Diesla skonstruowane przez... Mercedesa.
Wydatki na przelot niewiele różnią się w tym akurat wypadku od kosztów wyprawy z jednego końca kraju na drugi korporacyjną limuzyną. Przelot mniejszą cessną 182 byłby pewnie jeszcze tańszy, ale i tak własna dyspozycyjna maszyna przydałaby firmie prestiżu.
- Na Zachodzie respekt dla właścicieli prywatnych samolotów jest jeszcze większy niż w kraju - mówi Borowski.
Czołówka polskiego biznesu dysponuje małymi odrzutowcami z najwyższej półki, z własną załogą. Podąża za nimi coraz liczniejsza grupa młodych, modnych, 30-letnich top menedżerów z kilkunastotysięcznymi gażami (które przestały być już czymś nadzwyczajnym). Są wśród nich entuzjaści latania i to dla nich spółka Szpinety właśnie uruchamia Warszawską Akademię Lotniczą Ad Astra. Szkolą ich też coraz bardziej oblegane podobne szkoły w Mielcu i Rzeszowie. Zdobycie uprawnień pilota turystycznego to koszt 20 - 25 tys. złotych, a trzyletni kurs profesjonalnego pilotażu kończony certyfikatem pilota maszyn rejsowych - 150 - 200 tys. złotych.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Boom w prywatnej polskiej awiacji