Urząd lotnictwa "podpadł" przewoźnikom za otwarcie nieba. Regulator znalazł się pod ostrzałem przewoźników za to, że wpuszcza zagraniczną konkurencję. Biura podróży zacierają ręce.
To pokazuje, że ten segment rynku lotniczego staje się łakomym kąskiem dla przewoźników. A tam, gdzie liczy się pieniądz, pojawiają się emocje - pisze "Puls Biznesu".
Kamieniem, który poruszył lawinę, była zgoda na wykonywanie lotów do krajów trzecich dla kilku linii, w tym m.in. dla Eurocyprii. Urząd mówi, że zrobił to z myślą o pasażerach.
- Działania ULC służą zapewnieniu takiego wzrostu połączeń, który umożliwi skuteczną obsługę rosnącego zapotrzebowania rynku - tłumaczy Katarzyna Krasnodębska, rzecznik ULC.
To jednak zaniepokoiło krajowych przewoźników, czyli grupę LOT, do której należy obsługujący czartery Centralwings, oraz Primę Charter (dawniej Fischer Air).
- Oddawanie całego rynku w ręce przewoźników dotowanych przez swoje kraje, sieci hotelowe, lokalne biura turystyczne, firmy transportowe nie jest zabezpieczeniem zasady wolnej konkurencji, o czym próbuje przekonać nas urząd - podkreśla Adam Wychowaniec, prezes Primy Charter (PCh).
Wtóruje mu LOT. - Intencją regulatora i polskich przewoźników powinno być w pierwszej kolejności oferowanie obywatelom Polski usług polskich przewoźników i na konkurencyjnych, ale rynkowych zasadach. Bezwarunkowe udostępnianie tego rynku firmom spoza naszego kraju jest szczególnie szkodliwe dla polskich przewoźników z powodu praktyk dumpingowych stosowanych przez obce firmy - podkreśla Piotr Siennicki, prezes LOT.
W takich przypadkach firmy polskie, uczciwie odprowadzające podatki i zatrudniające polskich pracowników, nie mają szans.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Czarterowa zadyma na polskim niebie