Niespecjalnie lubiany, ale nikt mu nie odmówi skuteczności. Taki właśnie jest nowy prezes EADS, największego europejskiego konsorcjum zbrojeniowo-lotniczego.
EADS i należący do niego Airbus potrzebują dziś twardej ręki. Gallois nie jest nowicjuszem w przemyśle lotniczym, bo zanim został dyrektorem państwowych kolei, był prezesem Aerospatiale, firmy, która w 2000 r. weszła w skład EADS.
Poglądy Louisa Gallois'a, kawalera Legii Honorowej, są takie same jak obecnego rządu w Paryżu: obywatele powinni pracować dłużej, a wiodącym firmom europejskim (w tym oczywiście EADS) należy się ochrona przed przejęciem przez zagraniczny kapitał. Jego umiłowanie do zachowania przez rządy złotej akcji mogą jednak być powodem sporów z Komisją Europejską - wyjaśnia "Rz".
Nie zawaha się, kiedy będzie trzeba wywrzeć naciski na Air France/KLM, aby kupowały w samoloty w europejskiej Tuluzie, a nie w amerykańskim Seattle. Nie ukrywa, że podobnych nacisków użyje także wobec innych linii lotniczych, które są członkami sojuszu lotniczego Sky Team, gdzie warunki dyktuje Air France.
Ale jednego nie uda mu się załatwić: pomocy publicznej. Do władz EADS Gallois wszedł rok temu, gdy ujawniono, że ówczesny szef Airbusa Noel Forgeard ukrywał kłopoty z produkcją superjumbo A-380. Wtedy do gry wszedł Gallois jako francuski współprezes EADS i nowy prezes Airbusa. Przygotował plan restrukturyzacji, od czego jest specjalistą, i zaczął go systematycznie wdrażać - przypomniał dziennik.
Sukcesy w restrukturyzacji sprawiły, że półtora miesiąca temu nowy prezydent Francji mógł przekonać niemiecką kanclerz Angelę Merkel, by to Gallois został prezesem EADS. Tym samym będzie szefem Niemca - współprezesa Tomasa Endersa, z którym się szczerze nienawidzą.
- Potrzebujemy zrównoważonego modelu biznesowego i właściwego wyważenia części cywilnej i wojskowej - uważa Gallois. Jego zdaniem ta równowaga może zostać osiągnięta dwiema metodami: poprzez zakupy nowych firm lub rozwój tych, które już do EADS należą - czytamy w "Rzeczpospolitej".