Trwają rozmowy zarządu Rico na temat ewentualnego ogłoszenia upadłości spółki. W Polkowicach pod siedzibą firmy zebrało się kilkuset transportowców.
- Karty płatnicze prywatne poblokowane, bo nie przelano wypłat. Karty płatnicze firmy zablokowane - tłumaczy jeden z zebranych w Polkowicach kierowców. Według niego, stojący w różnych miejscach Europy kierowcy pozbawieni są środków do życia i nie mają za co kupić paliwa czy zapłacić za autostrady.
Kierowcy są tym bardziej rozżaleni, że nikt nie powiedział im o problemach finansowych spółki. - Najpierw nie mogliśmy tankować na stacjach benzynowych, potem okazało się, że limit kilometrów na niemieckich autostradach wyczerpany, bo pieniądze nie wpłynęły - wyjaśnia. - Ktoś powinien z nami porozmawiać, pani prezes powinna tu do nas wyjść - uważa. Prezes jest jednak niedostępna. Z informacji TVN24 wynika, że przebywa obecnie w Niemczech.
Jeden z kierowców przysłał nam e-mail z informacją, jaką za pośrednictwem łączności satelitarnej otrzymał od firmy. "Informujemy iż firma znajduje się w obecnie w trudnej sytuacji. Jednakże trwają intensywne prace nad rozwiązaniem zaistniałych problemów. Dziękujemy za dotychczasową współpracę i pomoc jak również liczymy na dalsze zaangażowanie w pracę oraz realizację powierzonych obowiązków" - brzmiał komunikat.
Przedstawiciel niemieckiej firmy, do którego dotarł reporter TVN24, twierdzi, że spółka jeszcze nie ogłosiła upadłości. Stara się znaleźć wyjście z sytuacji i prosi o kilka dni cierpliwości. Przedstawiciel Rico zapewnił, że polscy kierowcy dostaną należne im pieniądze.
Kierowcy zatrudnieni przez PRP, polską spółkę-córkę Rico, zostali wysłani na urlopy czasowe. Z relacji transportowców wynika, że polski oddział zatrudnia 3,5 tysiąca kierowców. - Są Polacy, Rumuni, Bułgarzy i Ukraińcy - mówią kierowcy. Wszyscy oni zostali bez pieniędzy, często z dala od domu. Według kierowców, spółka jest im winna średnio po 10 tys. złotych.
Prawnicy związków zawodowych konsultowali się z Państwową Inspekcją Pracy, jak można tę trudną sytuację rozwiązać. Ta poradziła im, aby złożyli donos na swojego pracodawcę. Również policja, z którą rozmawiali przedstawiciele, twierdzi, że działania spółki nie są legalne.
Pracownicy Rico żalą się, że wciąż są odpowiedzialni za warte setki tysięcy złotych samochody, których nie mają gdzie zdać. - Wciąż próbujemy dowiedzieć się, kto jest upoważniony do odbioru tych aut i wciąż nie możemy takiej informacji uzyskać - mówi jeden z nich. Inny twierdzi, że do kierowców zwróciła się firma leasingowa, do której należą auta. - Proponowali nam po 100 euro za odprowadzenie samochodów do Lipska i oferowali odwiezienie do domu - dodaje. - To wyprowadzanie z Polski majątku spółki - twierdzi inny.
Kolejnym problemem jest brak miejsc postojowych. Kierowcy podkreślają, że nie mogą swoich dużych, prawie dwudziestometrowych pojazdów, parkować gdziekolwiek. A za postawienie tak dużego samochodu w miejscu, które nie jest do tego specjalnie przeznaczone grozi mandat. - 200 złotych i dwa punkty karne. I znowu kierowca zapłaci z własnej kieszeni? - pyta jeden z zebranych w Polkowicach kierowców.
Na forach internetowych trwają dyskusje. Kierowcy nie wierzą, że tak duży przewoźnik mógł z dnia na dzień popaść w tarapaty. Część z nich namawia, aby informacje o upadłości włożyć między bajki. Użytkownik Harnasio pozbawia ich jednak złudzeń. "Jutro zamykają firmę. O 12 mam wyjazd do Schopsdorfu na oficjalne zamknięcie firmy, bo dostałem zaproszenie od pani Giseli Preuß za wkład w propagowanie dobrego słowa o Rico" - napisał na forum wagaciezka.com.
Firma Rico została założona w 1992 r. w niemieckim Osterode. Od początku istnienia przedsiębiorstwo wyspecjalizowało się w transporcie wschodnioeuropejskim. Aktualnie grupa Rico posiada ponad 2000 własnych ciągników siodłowych i samochodów ciężarowych.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Kierowcy z Rico czekają na pieniądze