W latach 2011-2012 niektórzy wykonawcy schodzili z placów budowy, uznając kary za porzucenie nierentownego kontraktu za mniej ryzykowne niż realizacja projektu, który stracił rentowność przez wzrost kosztów. Czy znowu będzie dochodzić do podobnych sytuacji?
Dodał, że już dziś - przy znacznie mniejszej skali robót - są duże problemy z potencjałem wykonawczym oraz logistyką materiałową kontraktów.
Tymczasem przepustowość linii kolejowych będzie dalej spadać wraz z kolejnymi remontami, a na transport samochodowy też trudno liczyć, bo brakuje kierowców.
Mirgos przyznał, że firmy czy pracownicy z Ukrainy pozwalają obecnie w pewnym stopniu zaspokoić lukę na rynku pracy. Z drugiej strony nie do końca sprawdzają się oni pod względem technicznym.
- W dużej mierze są to pracownicy z małym lub żadnym doświadczeniem, którzy jednak znajdują zatrudnienie z powodu niedoboru polskich robotników - wyjaśnił prezes.
Historia zatoczy koło?
Mirgos zwrócił uwagę, że wkrótce ruszy realizacja kolejnej puli kontraktów GDDKiA, które dotyczą m.in. odcinków dróg S1, S6, S19 czy S61.Jednocześnie coraz bardziej rozkręca się realizacja dużych inwestycji kolejowych, które również wymagają sporego potencjału wykonawczego.
W innych sektorach budownictwa też panuje dobra koniunktura. Zatem - jak zaznaczył prezes - wzrost kosztów jest nieunikniony. Dotyczy to płac, materiałów, transportu oraz podwykonawców.
- Sytuacja coraz bardziej zaczyna przypominać tą z lat 2011-2012, gdy nakłady na infrastrukturę drogową przekroczyły zdolności wykonawcze rynku - powiedział Mirgos.
- Ile pieniędzy trafi na rynek w latach 2018-2020 wie chyba tylko rząd. Plany są bardzo ambitne, a możliwości wykonawcze ograniczone - stwierdził.
Jego zdaniem może dojść do podobnych sytuacji jak w minionej perspektywie unijnego budżetu.
- Wówczas niektórzy wykonawcy wchodząc w etap prac budowlanych spostrzegli, że mniejszym ryzykiem są kary ze zerwany kontrakt niż realizowanie kontraktu, który stracił rentowność z powodu wzrostu kosztów - wskazał prezes.
- Stąd część inwestycji, które kontraktowano 1-2 lata temu, może być kończona przez innych wykonawców. A sama inwentaryzacja opuszczonego placu budowy i przeprowadzenie nowego przetargu to praktycznie stracony rok - wyjaśnił.
*O tym, z jakimi trudnościami będzie zmagał się rynek budowlany w najbliższych latach, a także o tym, jak zamierza sobie z tym poradzić Mirbud, piszemy w dalszej części artykułu.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Mirbud ostrzega przed czarnym scenariuszem dla budownictwa