Pasażerowie odlatujący z Pyrzowic narzekają, że zdejmując buty do kontroli, muszą płacić złotówkę za jednorazowe foliowe kapcie.
Zanim lotnisko wprowadziło opłaty za kapcie, miesięcznie znikały ich tysiące - pisze "Gazeta Wyborcza".
Pan Jerzy kilka dni temu leciał z Pyrzowic do Niemiec. Podczas rutynowej kontroli, funkcjonariusz Straży Granicznej poprosił go o zdjęcie butów. Chciał sprawdzić, czy w podeszwach nie ukryto niebezpiecznych elementów, np.: miniaturowego noża, fragmentów zapalnika albo naboju. - OK, są reguły, którym trzeba się podporządkować - pomyślał pan Jerzy.
Chwilę później zdębiał. Gdy sięgnął do automatu po jednorazowe foliowe kapcie, żeby nie paradować w skarpetkach po brudnej podłodze (musiał pokonać ok. 6 metrów żeby przejść przez bramkę), okazało się, że kosztują... złotówkę.
- Zabrakło mi słów. Nie chodzi o pieniądze, ale kiepski wizerunek lotniska. Nawet w takiej sytuacji potrafią zedrzeć z pasażerów pieniądze - denerwuje się pan Jerzy i dodaje, że ze względu na swoją pracę dużo lata po Europie. - Od czasu do czasu kontrola prosi o zdjęcie butów, ale na wyciągnięcie ręki są darmowe jednorazowe kapcie. Ot, chociażby w Balicach, na Okęciu, w Moskwie... - wylicza i dodaje, że wyjątkiem są Stany Zjednoczone, gdzie pasażerowie nawet nie dopominają się o jednorazówki: boso albo w skarpetkach pokornie maszerują przez bramki.
- Raz sprawdzano mi buty w Niemczech, strażnik odprowadził mnie do krzesła, usiadłem, zdjąłem buty, włożyłem je do plastikowego kontenera, a strażnik odniósł je do maszyny. Po prześwietleniu zwrócił. Wersal i pełne poszanowanie pasażera. A w Katowicach... Ech... lotnisko nowe, ładne, a przy kontroli taka wiocha - mówi nasz Czytelnik.
Straż Graniczna przyznaje, że czasem pasażerowie skarżą się na opłaty za kapcie, ale funkcjonariusze twierdzą, że to nie ich sprawa. Automaty z foliowymi ochraniaczami zamontowało Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze, firma zarządzająca portem w Pyrzowicach. Jeszcze parę miesięcy temu papcie były darmowe, ale koszty takiej hojności okazały się dla lotniska zabójcze.
- Niestety, pasażerowie zabierali jednorazówki na potęgę i nawet nie wiadomo po co, bo przydają się w zasadzie tylko w szpitalach. Znikały ich dosłownie tysiące i w pewnej chwili podliczyliśmy, że wydajemy na to miesięcznie 4 tys. zł. Kiedy wprowadziliśmy automaty, sprawa wróciła do normy. Sprzedajemy sto, dwieście kapci miesięcznie, a to, co zarobimy, w całości przeznaczamy na utrzymanie czystości w terminalu - tłumaczy Cezary Orzech, rzecznik GTL-u i przypomina, że jest wiele lotnisk w Europie, gdzie pasażerowie zdejmujący buty nie mają co liczyć nie tylko na darmowe, ale nawet na płatne foliówki.
W Pyrzowicach jest też kłopot z torebkami, do których trzeba włożyć m.in. kosmetyki. - Gdy były w ogólnodostępnej części terminalu znikało ich 40 tys. miesięcznie. A gdy przenieśliśmy je obok stanowisk kontroli granicznej, gdzie nie ma już takiego swobodnego dostępu, zużycie spadło czterokrotnie - wzdycha rzecznik.
Pasażerowie mogą jednak odetchnąć z ulgą: foliowe torebki, w odróżnieniu od foliowych kapci, pozostaną darmowe.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Na lotnisku w Pyrzowicach trzeba płacić za foliowe kapcie