W Katowicach powstał najdroższy przystanek tramwajowy w Europie. Miało być centrum sztuki - wyszło jak zwykle: puste sale z ekspozycjami, droga kawiarnia. Specjaliści twierdzą, że zabrakło promocji, a gołębie wiedzą i robią swoje.
Tymczasem kopuła, która kosztowała 15 milionów złotych, miała tętnić życiem, ożywić ospałe centrum stolicy Górnego Śląska i przyciągać ludzi nie tylko swym futurystycznym kształtem, ale przede wszystkim ofertą kulturalną dla mieszkańców. To tu miały się odbywać imprezy, na które ludzie waliliby drzwiami i oknami.
Władze Katowic uwierzyły w potencjał studentów Akademii Sztuk Pięknych, dlatego akademicy zostali gospodarzami tego obiektu. I co? Oczywiście organizowane są wystawy, tyle tylko, że mało kto o nich wie. Od stycznia można oglądać na przykład obrazy Erwina Sówki z grupy janowskiej.
Na elewacji nie pojawił się nawet jeden baner informujący o tym wydarzeniu. - Raz przyjechałem na koncert, ale go odwołali. Więcej tu nie zajrzałem - tłumaczy Łukasz Wapienik, pasażer jednego z tramwajów przystających przed wejściem do półmiska.
Problemem jest także stan techniczny obiektu. Są kłopoty z ogrzewaniem i wentylacją, główne drzwi wejściowe wyposażone w czujniki ruchu zostały zamknięte. Szyby, przez które katowicka artystyczna bohema miała celebrować zachody słońca są zabrudzone pyłem. Kopuły nie szanują też gołębie, a pieniędzy starcza tylko na mycie szyb starcza kilka razy w roku.
- Wierzymy w potencjał ASP, dlatego daliśmy im jeszcze czas - mówi Waldemar Bojarun, rzecznik prasowy urzędu miasta. Tylko czy w potencjał studentów uwierzą katowiczanie? Pewnie nie. Tak więc póki co mamy na katowickim rondzie najdroższy przystanek tramwajowy świata.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Najdroższy przystanek nowoczesnej Europy w Katowicach