W zapowiadanym szumnie strajku pocztowców, który miał sparaliżować przedsiębiorstwo, uczestniczy zaledwie 10 proc. pracowników. Nie oznacza to jednak, że protest przebiega niezauważalnie. Do strajku przyłączyły się załogi sortowni, w których rozdziela się i segreguje przesyłki, a więc miejsc kluczowych dla funkcjonowania Poczty.
Wszystko wskazuje jednak na to, że to właśnie spodziewana prywatyzacja i profity z niej płynące są powodem protestu związkowców z "Solidarności". - Jest wielki nacisk na rząd, by jak najszybciej dać pracownikom 15-proc. pakiet akcji pracowniczych - mówi rozmówca gazety z resortu infrastruktury, a więc właściciela Poczty. Akcje mogłyby być rekompensatą dla ludzi, którzy podczas przekształcania firmy z pewnością stracą pracę.
Nieoficjalnie spekuluje się, że może to dotyczyć nawet 20 proc. pracowników. - Wiemy, że zwolnienia są konieczne i w końcu będzie wielka restrukturyzacja, ale niech przynajmniej ludzie nie odchodzą z pustymi rękami - mówi jeden z protestujących. Oficjalnie szefowie pocztowej "Solidarności" stanowczo zaprzeczają tej teorii - pisze "Dziennik".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: O co tak naprawdę walczą pocztowcy