- Wszyscy ciągle łamiemy przepisy - przyznają motorniczowie Tramwajów Śląskich. Ważniejsze niż zdrowy rozsądek są wyśrubowane i dawno już nieaktualne czasy przejazdów, bo to z nich jesteśmy rozliczani - dodają.
12 czerwca tramwaje zderzyły się na placu Wolności w Katowicach, a 8 lipca wykoleił się tramwaj obok Stadionu Śląskiego. Motorniczowie mają już dość wysłuchiwania pretensji pasażerów oraz tłumaczenia się przed dziennikarzami - czytamy w "Polsce Dzienniku Zachodnim".
- Nie da się uniknąć wypadków, skoro torowiska się sypią, stale przybywa utrudnień w ruchu i ograniczeń prędkości, a układający rozkłady jazdy udają, że tego nie widzą - skarżą się.
- Czasy przejazdu nie zmieniły się od kilkudziesięciu lat, a proszę popatrzeć, ile w tym czasie przybyło świateł, skrzyżowań - bronią swych kolegów po fachu pracownicy obsługi technicznej.
Według wewnętrznych przepisów spółki Tramwaje Śląskie motorniczowie powinni zwalniać do 10 km/godz. podczas przejazdu przez zwrotnice. Ograniczenia wprowadzone są też przy dużych spadkach terenu, na zakrętach, skrzyżowaniach z drogami, w miejscach, gdzie prowadzone są roboty, a także wszędzie tam, gdzie stan torowiska nie jest najlepszy.
Przypomnijmy, że wedle raportu przygotowane go w ubiegłym roku przez ekspertów z firmy Ernst & Young dla KZK GOP zużyte może być nawet 85 proc. sieci tramwajowej na terenie województwa śląskiego, a 10 proc. kwalifikuje się do natychmiastowej wymiany. Rygorystyczne stosowanie się do tych ograniczeń skazałby jednak tramwaje na poruszanie się iście żółwim tempem. To zaś mogłoby doprowadzić do utraty zniecierpliwionych klientów. Dlatego też motorniczowie ryzykują.
- Nie ma wśród nas ani jednego, który jeździłby zgodnie ze wszystkimi ograniczeniami. Wszyscy łamiemy przepisy non stop. Dla nas najważniejsze są przeloty, czyli czasy przejazdu. Z nich jesteśmy rozliczani. Są one tak wyśrubowane, że aby je wypełnić, musimy jeździć szybciej, niż nakazują przepisy. Codziennie ryzykujemy, swoim życiem i pasażerów. Nie znamy dnia ani godziny. W tym zawodzie najważniejsze jest szczęście - mówi jeden z motorniczych.
Czasy przejazdów dla tramwajów ustala Komunalny Związek Komunikacyjny GOP w porozumieniu z Tramwajami Śląskimi. Jak twierdzi Alodia Ostroch, rzecznik KZK GOP ustalenia te nie są dane raz na zawsze.
- Jeśli widzimy, że na jakimś odcinku czasy przejazdów regularnie się wydłużają ponad dotychczasowe ustalenia, to zmieniamy rozkład jazdy. Po co mielibyśmy utrzymywać nierealne do spełnienia wymogi? Inicjatywa w tej mierze powinna jednak leżeć po stronie przewoźnika, bo to on zna lepiej stan infrastruktury - mówi rzeczniczka.
Jak tłumaczą motorniczowie mający kłopot ze zmieszczeniem się w wyznaczonym czasie przejazdu narażają się na "zdjęcie z wozu" (zastąpienie innym motorniczym), jeżdżenie "na rezerwie" albo przeniesienie do pracy na wozowni, co wiąże się ze zmniejszeniem wynagrodzenia - napisano w dzienniku "Polska Dziennik Zachodni".
- Jest się traktowanym przez kierownictwo jako ktoś, kto nie radzi sobie w pracy - podsumowują nasi rozmówcy.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Śląskie tramwaje są niebezpieczne