We wtorek w sądeckim Newagu SA odbył się godzinny strajk ostrzegawczy. Poszło o podwyżki dla załogi.
Pod biurowiec zarządu, w samo południe ruszył pochód z transparentami: "Żądamy godziwych zarobków", "Nie będziemy niewolnikami". Maszerowała druga zmiana, ponad 500 osób. Panowała atmosfera, jak za czasów pierwszej "Solidarności".
Do ludzi wyszedł prezes Zbigniew Konieczek z wiceprezesem Wiesławem Piwowarem. Na zaimprowizowanym wiecu (bez nagłośnienia), prezesi przekrzykiwali się na przemian z liderami obu związków: Józefem Kotarbą ("S") i Tadeuszem Bednarskim (branżowcy).
- Na pięć minut przed dwunastą prawie żeśmy się porozumieli - krzyczał Konieczek.
- Nas takie porozumienie nie interesuje - odkrzykiwali związkowcy.
Konflikt o podwyżki w Newagu (dawne ZNTK), ciągle największego pracodawcy w Nowym Sączu (zatrudnia półtora tysiąca osób), trwa od lipca. Zaostrzył się po nieudanych negocjacjach z udziałem mediatora z listy ministra pracy, kiedy zarząd ogłosił jednostronną podwyżkę w wysokości 170 zł, co związkowcy odebrali jako policzek mający na celu podzielenie załogi. Wprowadzono pogotowie strajkowe, na bramach wywieszono flagi.
Wczoraj strony już prawie się dogadały, że podwyżka wyniesie średnio 190 zł brutto na pracownika oraz ekstra 200 zł na święta. Porozumienie rozbiło się o kwestię podziału pieniędzy.
- Każdy brygadzista ma do dyspozycji 190 złotych na osobę - krzyczał Koniczek.
Tłum w niewybrednych słowach odpowiedział, co sądzi o uczciwości brygadzistów. Ludzie śmiechem odpowiedzieli też na obietnicę Konieczka, że do 2010 roku średnia płaca w Newagu wyniesie 1000 euro.
- Kto tego dożyje - krzyczeli niemłodzi, umorusani smarami mężczyźni.
- Nigdy się nie zgodzę, żeby taką samą podwyżkę dostał obibok, który dwieście dni w roku przechorował, od tego który pracuje rzetelnie, bez jednego dnia zwolnienia - tłumaczył Konieczek z zaciętą miną.
Mówił, że Zbigniew Jakubas, który ma ponad 90 proc. akcji Newag SA, wie o strajku i jest w kontakcie z Zarządem.