Zależy nam na zaoferowaniu Polakom i Polonii amerykańskiej niskich cen. I chociaż muszą poczekać jeszcze kilka lat, to będzie to dla nich oznaczało nowy rozdział podróżowania przez Atlantyk. Koniec z wysokimi cenami oferowanymi przez tradycyjnych przewoźników jak LOT - mówi Michael O’Leary, prezes, dyrektor generalny Ryanair w rozmowie z Elżbietą Wiszniewską z PRTL.pl
- Ma Pani na myśli koszty? Struktura naszych kosztów pozostała najniższa w Europie. Wyższe koszty w dużych portach zrównoważyliśmy niskimi cenami w portach drugorzędnych, a tych jest ciągle w naszej siatce przewaga. Z kolei główne porty to także większy ruch biznesowy, co przekłada się na wyższe wpływy.Tak więc koszty pozostały na tym samym poziomie, natomiast wzrósł nam o 5% do 87% load factor i to dzięki przyrostowi pasażerów biznesowych, do których nasza oferta jest także skierowana i to w coraz większym stopniu.
A które główne porty są następne w kolejce do Waszych połączeń?
- Prowadzimy rozmowy ze wszystkimi dużymi portami, oprócz tych największych jak LHR czy CDG, które są zatłoczone ponad miarę.Rozmawiamy z Schiphol, Dortmundem, Stuttgartem itd. Wiele portów samych zwraca się do nas o otwarcie połączeń, skarżąc się na spadek ruchu.
A te 8 tras, które otwiera Pan w tym roku z Polski, będzie kończyć się na głównych lotniskach tych destynacji?
- Oczywiście. Ateny, Kopenhaga, Fuerteventura, Glasgow, Gran Canaria, Lizbona, Madryt i Teneryfa - wszędzie lądujemy na głównych lotniskach.
Czy po otrzymaniu pierwszych zamówionych B737 pod koniec roku, planuje Pan dalszą ekspansję na rynku polskim? Jeśli tak, to z portu w Modlinie czy może z portów regionalnych np. Krakowa lub Gdańska? Gdzie jest największy potencjał wzrostu dla Ryanaira w Polsce?
- Polski rynek ma ogromny potencjał. Przypomnijmy tylko, że w Polsce wskaźnik ilości podróżujących do ilości ludności wynosi zaledwie 0,6 podczas gdy w Wlk. Brytanii i innych rozwiniętych krajach to ponad 3 a w Irlandii nawet powyżej 6. Liczymy na to, że w 160 mln przewożonych pasażerów, które chcemy osiągnąć w najbliższych kilku latach, rynek polski będzie miał swój duży proporcjonalny udział. Potencjał widzimy w rozwoju połączeń z naszych baz w Warszawie, Wrocławiu, Gdańsku, a także z Krakowa w postaci połączeń krajowych pomiędzy tymi portami jak i rejsów regionalnych, powiedzmy, z KRK i GDN do naszych baz np. w Niemczech. Rozmawiamy z wieloma portami, gdyż w momencie otrzymania nowych samolotów będziemy zwiększać naszą obecność na tym rynku. Jeszcze nie zdecydowaliśmy, jakie to będą rejsy i z jakich portów.
W Polsce obecnie obserwuje się takie zjawisko, że przewozy w dużych portach rosną coraz silniej i rozwijają się one coraz szybciej, podczas gdy małe porty odnotowują postępujący spadek ruchu. Czy zamierza im Pan w jakiś sposób „pomóc”? A może w Polsce jest za dużo portów?
- Port w Modlinie jest wyjątkiem: to mały port, który rozwija się wręcz dynamicznie -:)
Niektóre porty na pewno ucierpią na skutek zamknięcia połączeń Eurolotu, ale później będą się rozwijały.
W Polsce nie ma za dużo portów, za mało jest pasażerów i rejsów. Za mało ofert przewozów. I to jest to, czego będzie dostarczał Ryanair w ciągu najbliższych kilku lat. Teraz mamy 14 portów i kilkanaście milionów pasażerów, to za mało, żeby wszystkie porty się rozwijały, ale jeśli przewozy wzrosną do 40 mln, to na każdy port przypadnie ok. 3,5 mln i to jest podstawa ich rozwoju. Widzimy w tym naszą rolę i jednocześnie szansę.
Czy to tylko brak samolotów w chwili obecnej uniemożliwia Ryanairowi skorzystanie z wycofywania się Eurolotu z rynku, tak jak wykorzystuje to Wizz Air?
- Nie tylko. Eurolot jest małym przewoźnikiem latającym na wielu małych trasach przewożących niewielkie strumienie ruchu. Część obecnych tras Eurolotu już sami obsługujemy. Pozostałe trasy są z naszego punktu widzenia mało istotne, po prostu nie opłaca nam się na nie wchodzić.
Wizz Air ma maszyny, które musi wycofać z Ukrainy i może je zagospodarować w Polsce. Wizz Air stanie jednakowoż przed sporym wyzwaniem pod koniec roku, kiedy my wejdziemy w posiadanie dodatkowych samolotów.
Czy w przypadku otwarcia połączeń do Ameryki Płn., operacje będą odbywały się z portu Warszawa Modlin?
- Tak, ten port jest pierwszego wyboru. Zależy nam na zaoferowaniu Polakom i Polonii amerykańskiej niskich cen. I chociaż muszą poczekać jeszcze kilka lat, to będzie to dla nich oznaczało nowy rozdział podróżowania przez Atlantyk. Koniec z wysokimi cenami oferowanymi przez tradycyjnych przewoźników jak LOT.
Jaka jest Pana opinia na temat koncepcji duoportu w Warszawie?
- To pomysł całkowicie błędny i bezsensowny. Mocno lobbujemy za jego odrzuceniem. Lotniska Chopina i w Modlinie powinny pozostać w obecnym układzie zdrowej konkurencji.
Czy jest prawdą, że Ryanair chce przenieść się na Lotnisko Chopina?
- Nie mamy planów powrotu na to lotnisko. Ale nie wykluczamy możliwości wykonywania w przyszłości operacji jednocześnie z tego lotniska, jako uzupełnienie do naszych podstawowych operacji z bazy w Modlinie. Prowadzimy rozmowy z PPL, ale nie możemy mówić o żadnej konkretnej dacie, bo ceny są ciągle nie do przyjęcia, a poza tym nie mamy w tej chwili samolotów na te nowe operacje.
Co Pan myśli o możliwości przejęcia Aer Lingusa przez IAG, na co KE dała zielone światło?
- No cóż, politycy zawsze mają dziwne pomysły. Jak chciałem stworzyć razem z Aer Lingusem silnego irlandzkiego duoprzewożnika, to trzykrotnie ten pomysł został odrzucony przez decydentów. Ze mną Aer Lingus miałby przyszłość, a teraz przestanie być irlandzki i może zupełnie przestanie być. Rząd irlandzki musi podjąć decyzję, ale niestety politycy często podejmują złe decyzje...
Dziękuję za rozmowę
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Szef Ryanaira: chcemy dać Polakom niskie ceny