Drogie paliwo, wyższe opłaty i obojętność władz. Transport drogowy w Polsce chyli się ku upadkowi. A rząd zbywa przedsiębiorców banałami.
— Na list otwarty do premiera w sprawie granic odpowiedział nam 17 kwietnia zastępca dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego MSWiA Andrzej Przemyski. Pismo to było dla nas zaskoczeniem, bowiem zawarty w nim opis kłopotów, jakie stwarza polskim urzędnikom mały ruch graniczny w wykonaniu obywateli ukraińskich, zupełnie nie dotyczył problemów, z jakimi borykają się kierowcy i przewoźnicy na wschodnich przejściach granicznych Polski — opowiada Anna Wrona ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
12 czerwca, czyli na drugi dzień po akcji „Ślimak”, do ZMPD dotarła odpowiedź na pismo z 30 maja, dotyczące obniżenia akcyzy doliczanej do ceny oleju napędowego. Tym razem odpowiedział podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów Jacek Kapica. Napisał, że „obniżenie akcyzy na paliwa silnikowe skutkowałoby niewykonaniem dochodów budżetu państwa”, dlatego „minister finansów nie planuje w obecnym stanie podjęcia decyzji o obniżeniu podatku akcyzowego od paliw stosowanych do napędu pojazdów silnikowych”.
— Z kolei z prasy dowiedzieliśmy się, że Ministerstwo Finansów rozważa odstąpienie od jesieni od obowiązującego zakazu wwozu do Polski więcej niż 200 litrów paliwa w zbiorniku pojazdu. Potem potwierdził tę zapowiedź wiceminister Tadeusz Jarmuziewicz podczas spotkania z przewoźnikami 27 czerwca, kiedy na zaproszenie prezesa ZMPD był gościem Zgromadzenia Ogólnego Delegatów ZMPD w Otwocku. Na razie jednak nie powstał projekt zmiany w tej ustawie — mówi Anna Wrona.
Kłopoty przewoźników to ostatnio nie tylko polska specjalność. W niemal całej Europie transport drogowy słania się na nogach (a raczej na kołach). Powód? Oczywisty — wysokie ceny ropy. Paliwo to przecież główny składnik kosztów ponoszonych przez firmy transportowe.
— Jeżeli utrzyma się wysoki wzrost cen ropy, wpłynie to na wzrost inflacji i może również w dłuższym okresie prowadzić do bankructwa przedsiębiorstw. Organizowane ostatnio w wielu europejskich państwach strajki i protesty przewoźników mają zwrócić uwagę wszystkich uczestników łańcucha dostaw na to, że to wzrost cen paliw powoduje z kolei wzrost kosztów prowadzenia działalności przewozowej. Jeśli chcemy zahamować powyższy proces, to w najbliższej przyszłości konieczne będzie dzielenie się kosztami przez wszystkich uczestników łańcucha, łącznie z finalnymi konsumentami — mówi Janusz Górski, prezes DB Schenker w Polsce.
Dodaje, że nawet jeżeli wzrost cen ropy zostałby zahamowany, to i tak przewoźnicy nadal będą się spodziewać, że odbiorcy wezmą na siebie część kosztów.
Z kolei Adam Chazanow, prezes Geopost na południową i wschodnią Europę, podkreśla, że ostatnie podwyżki cen paliw skutecznie pomniejszają, a czasem nawet eliminują marże firm transportowych.
— Przewoźnicy robią więc wszystko, aby przenieść rosnące koszty paliw na swoich klientów. Mniejsze firmy, które mają znacznie słabszą pozycję negocjacyjną, zostaną prawdopodobnie tą sytuacją dotknięte najmocniej. Nada to z kolei dodatkowego impetu nieustającej fali konsolidacji w przemyśle transportowym i logistycznym. Wpływ cen paliw połączony z nieproporcjonalnie wysokim wskaźnikiem inflacji zarobków oraz niedoborami siły roboczej oznacza, iż atrakcyjność Europy Środkowej jako bazy produkcyjnej i logistycznej nie wzrasta w tak dużym stopniu, jak miało to miejsce w przeszłości — podkreśla Adam Chazanow.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Transport jest na dnie