Kilometrowe kolejki tirów, awantury i przepychanki na granicy, kierowcy klnący na czym świat stoi i niesprawne urządzenia do poboru opłat - start elektronicznego myta w Polsce wypadł fatalnie.
Tyle że w pierwszym dniu poboru elektronicznego myta ciężarówki jeździły po Polsce za darmo, a kierowcom, zwłaszcza z zagranicy operator systemu zafundował nerwy i korki. Bo system zwyczajnie nie został na czas przygotowany. Po pierwsze, firma Kapsch nie zdążyła postawić wszystkich bramownic, które zapewniłyby szczelność poboru e-myta. Po drugie, niewydolny okazał się także cały system informatyczny. - Na pewno miała na to wpływ liczba rejestracji pojazdów. W ciągu ostatniego tygodnia było ich aż 120 tys. - tłumaczy Dorota Prochowicz, rzeczniczka firmy Kapsch.
Choć firma przygotowała ponad 200 punktów dystrybucji viaBOX-ów, okazało się, że też było ich za mało. Kierowcy musieli czekać na nie w długich kolejkach. W niektórych miejscach doszło do awantur, przepychanek. W Barwinku, na terenie dawnego przejścia granicznego ze Słowacją, samochody ciężarowe ustawiły się w długich kolejkach, wypełniły wszystkie parkingi. - Czekam od kilkunastu godzin i nie wiem, kiedy będę miał tego viaBoxa. Ani na Słowacji, ani w Austrii załatwienie tego nie trwa tyle, co u was. To skandal - gorączkował się w czwartek wieczorem Milovan, zażywny sześćdziesięciolatek. Pracuje dla słoweńskiego przewoźnika, jechał na Białoruś z ładunkiem pomidorów.
- Dlaczego są tylko dwa stanowiska? Tu powinno być co najmniej pięć albo sześć osób do obsługi. Nie możemy zrozumieć, po co tyle dokumentów potrzeba do rejestracji. Na Słowacji, w Austrii wszystko załatwia się w pół godziny - mówił Giennadij Dawidowicz z Białorusi. Kierowcy wyliczali, że muszą podać m.in. nazwisko i imię właściciela samochodu, dane kontaktowe, przedstawić kopię dokumentu potwierdzającego klasę emisji EURO, pełnomocnictwo do podpisania umowy, jeśli samochód nie należy do niego, i kopię umowy leasingowej. - Każdy z dokumentów trzeba zeskanować i wprowadzić do systemu. Wielu z kierowców nie mówi ani po polsku, ani po angielsku, mamy problemy, żeby im wytłumaczyć, że brakuje im jakiegoś dokumentu, i muszą faksować po nie do firmy. W Rumunii nie mają kodów pocztowych, a system tego wymaga, i pojawiają się problemy. Obsługa jednego klienta trwa nawet godzinę - mówiła Alina Zalewska, pracownik firmy CFS, obsługującej w Barwinku system viaTOLL. - Na dodatek system komputerowy ma wady, pojawia się program testowy i trzeba całą procedurę powtarzać - dodała.
W nocy kierowcy czekający w kolejce zaczęli się szarpać i wyzywać. W piątek zorganizowali zapisy do społecznej kolejki i w ten sposób pilnowali kolejności. Kierowcy zaciskali zęby i czekali godzinami, bo choć start systemu się spóźnił i przez co najmniej kilkanaście godzin opłaty za przejazd nie były naliczane, to za niesprawne urządzenie lub jego brak Inspektorzy Transportu Drogowego mogą nałożyć na prowadzącego pojazd karę administracyjną w wysokości nawet 3 tys. zł.
Ile na całym zamieszaniu stracił skarb państwa? Dorota Prochowicz z firmy Kapsch zapewnia, że nic: - Zapłacimy rekompensatę za utracone korzyści oraz odszkodowanie za każdy dzień niesprawnego systemu.
GDDKiA podaje, że za zwłokę naliczać będzie firmie karę - 1 mln zł za każdy dzień.
Przedstawiciele Kapscha nie potrafili wczoraj po południu powiedzieć, kiedy system ostatecznie zacznie działać. - Mam nadzieję, że wkrótce - powiedziała Prochowicz.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Wielka klapa z e-mytem. Awantury i przepychanki na granicy