Miał być wspólny bilet, będzie wspólny - blankiet. Miała obowiązywać zasada im dalej, tym taniej, ale na obniżkę cen długo poczekamy.
Zmiana przewoźników podczas podróży wymusza nie tylko konieczność przesiadki, ale podraża też koszty w związku z koniecznością zakupu różnych biletów od różnych przewoźników. "Dlatego wielu pasażerów wybiera bezpośrednie połączenie autobusowe: wychodzi taniej" - pisze "DGP".
Szef PKP Krzysztof Mamiński, który objął to stanowisko w marcu 2017 r. od początku zapowiadał wprowadzenie wspólnego biletu - przypomina "Dziennik Gazeta Prawna". "Ten pomysł PiS zgłaszał już zresztą podczas kampanii wyborczej 2015 r." - dodaje.
W praktyce - jak zauważa - pozostaje on jednak wciąż w planach, bo "władze PKP dopiero przymierzają się do wykonania pierwszego kroku w tym kierunku. Nowy blankiet wspólnym biletem bowiem nie będzie" - stwierdza "DGP". Zamiast kupować np. dwa bilety w różnych kasach, kupimy jeden, ale cena pozostanie ta sama.
W ocenie Macieja Bułtowicza z biura prasowego PKP "oferta docelowo ma być rozszerzona na wszystkich przewoźników kolejowych". Nie wiadomo jednak, kiedy do tego dojdzie - zauważa "DGP".
"Aby pojawił się wspólny bilet konieczne będzie przeprowadzenie żmudnych negocjacji między przewoźnikami" - wskazał w wypowiedzi dla "DGP" Szymon Hupyś, rzecznik Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa. "Dopiero po wprowadzeniu tego rozwiązania pasażer będzie mógł kupować bilet na przejazd pociągami kilku przewoźników według taryfy degresywnej (czyli takiej, w której kolejny przejechany kilometr jest tańszy (...) W takim rozwiązaniu przewoźnicy będą musieli się zgodzić, że utracą część wpływów" - zaznacza rzecznik.
W istocie - jak podkreśla "DGP" zyski mogą być większe, bo "wspólny bilet może przekonać większą liczbę pasażerów do korzystania z transportu kolejowego".
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Wspólny bilet na kolei wciąż jest fikcją