Ogłoszony pięć lat temu chiński projekt odnowienia Jedwabnego Szlaku odniósł już spore sukcesy. Pewne aspekty tego przedsięwzięcia mogą niepokoić, ale Polska - działając rozważnie i ostrożnie - może z tego programu wyciągnąć wymierne korzyści.
- Od początku nie było wiadomo, jaki charakter ma owa inicjatywa. Nie ma przecież jednoznacznie postawionych celów i instrumentarium - mówi Justyna Szczudlik-Tatar z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
To także część kultury i zwyczajów Dalekiego Wschodu, przez ludzi na Zachodzie ocenianych jako przebiegłość lub łagodniej - przezorność. OBOR to pojemna formuła, która pomieści wiele różnych projektów. Brak jasnych kryteriów czy harmonogramów pozwala uniknąć krytyki za brak realizacji poszczególnych celów... Zachodni analitycy widzą w tym celowy zamysł: każdy z partnerów strony chińskiej powinien włożyć w tę inicjatywę pomysł, a Chińczycy albo go zaakceptują, albo odrzucą.
Ogólnie: Chiny zgłosiły projekt mający pogłębiać globalizację gospodarki dzięki rozwojowi lub udrożnieniu transportowej infrastruktury lądowej i morskiej. Może bardziej lądowej niż morskiej, bo ta na Dalekim Wschodzie jest rozwinięta.
Lądowe inicjatywy "Jednego Pasa" sprowadziły się do uruchamiania pociągów kontenerowych do Europy, wzdłuż trzech szlaków transsyberyjskich, czyli przez Mongolię, Kazachstan, Rosję, Białoruś i Polskę na Zachód. Choć takie składy kursowały już na początku tej dekady, to od pięciu lat na życzenie Pekinu zaczęły to robić północne i zachodnie prowincje. Państwo Środka dopłaca do takiego transportu, bo nakręca on rozwój produkcji eksportowej. A jednocześnie zapóźnione regiony kraju mają szansę dogonienia wschodniego wybrzeża, najeżonego fabrykami i dobrą infrastrukturą morską.
OBOR sprzyja w oczywisty sposób ofercie eksportowej Chin, czyniąc ją jeszcze tańszą, a tym samym - co zauważono na Zachodzie - pogłębiając nierównowagę w wymianie towarowej.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Chiny-Europa. Nowy Jedwabny Szlak - dwie strony medalu