Część przewoźników lotniczych zniknie z rynku, inni zostaną wykupieni przez silniejszych graczy. Wszyscy tną koszty i podnoszą ceny biletów – to nieuniknione skutki drożejącej ropy.
Bilety lotnicze jednak już podrożały i nieunikniony jest dalszy wzrost cen.
– Przewoźnicy albo wprost podniosą ceny biletów, albo zrobią to w sposób ukryty – mówi Sebastian Gościniarek, ekspert PricewaterhouseCoopers. – W cennikach, zwłaszcza tzw. tanich linii, pojawiły się ostatnio dodatkowe opłaty, np. za bagaż czy za wybranie miejsca w samolocie. Zdrożały też napoje i jedzenie sprzedawane na pokładach.
– Wojna cenowa między przewoźnikami jest w tej chwili niemożliwa – twierdzi Tadeusz Jarmuziewicz. – Linie lotnicze, jeżeli nawet mają zyski, to tak niewielkie, że nie mają z czego finansować dalszych obniżek. Należy za to się spodziewać fali bankructw wśród przewoźników.
Michał Marzec, dyrektor Przedsiębiorstwa Państwowego Polskie Porty Lotnicze, ocenia, że w obecnej sytuacji na rynku najlepiej radzą sobie najwięksi przewoźnicy, liderzy aliansów. Najbardziej wzrost kosztów odczuwają tani przewoźnicy i ich pasażerowie oraz linie lotnicze, które używają starszych, nieekonomicznych maszyn. Z reguły nie mają pieniędzy na wymianę floty na bardziej ekonomiczną. Marek Serafin z LOT przyznał, że linia przerzuciła na swoich pasażerów mniej niż 50 proc. wzrostu kosztów cen ropy. – Gdybyśmy tego nie zrobili, wypadlibyśmy z gry – przyznał.
Międzynarodowe Stowarzyszenie Przewoźników Lotniczych w zeszłym roku prognozowało, że branża lotnicza zarobi w tym roku 8 mld USD. Jednak ostatnio skorygowało przewidywania. Światowi przewoźnicy mają stracić w tym roku od 2,5 do 6 mld USD.
– W Stanach zanotowano ostatnio bankructwo 10 linii lotniczych – przypomniał Furgalski. – Europejski rynek jeszcze nie zdążył całkiem odreagować tego, co się dzieje na świecie – prognozuje minister Jarmuziewicz.
Branżę czeka porządkowanie rynku. Część przewoźników, jak Lufthansa czy Air France KLM, myśli o zakupach.
– Wszyscy poprawiają swoją efektywność, szukają coraz to innych oszczędności – podsumowuje Sebastian Gościniarek.
Porządkowanie rynku to dla przewoźników również modyfikacja siatki połączeń. Przykładem jest Centralwings, który zrezygnował ostatnio z obsługi kilkunastu nierentownych tras. Nie wszystkie linie mogą sobie na to pozwolić - podaje "Rzeczpospolita".
– Przewoźnicy niskokosztowi mają inną politykę niż linie tradycyjne, bazują na operacjach z punktu do punktu i błyskawicznie decydują o wejściu na dane połączenie lub o jego likwidacji. W przypadku linii tradycyjnych wszystkie połączenia, w tym krajowe, z których pasażerowie przesiadają się na dalsze rejsy, pracują na efekt całej siatki. To efekt naczyń połączonych – tłumaczy Marek Serafin.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Fala bankructw i wzrost cen lotów