Straty polskich firm poniesione w związku ze strajkiem celników na wschodniej granicy mogą przekroczyć 100 mln euro.
Firmy transportowe nie wysyłają kolejnych ciężarówek. Towar wolą przetrzymywać w swoich magazynach niż kilkadziesiąt kilometrów przed granicą. Postój każdego samochodu to koszt ok. 300 euro na dobę - napisała "Rz".
Wszyscy poszkodowani strajkiem zapowiadają, że będą się ubiegać o odszkodowanie od Ministerstwa Finansów. - Pomożemy liczyć straty i pisać wnioski o odszkodowanie - deklaruje Buczek.
Swoim członkom pomoc deklaruje też Business Centre Club.
Problemy z przekraczaniem granicy mają też przewoźnicy kolejowi. - Część naszych pociągów została zatrzymana, kolejnych nie wysłaliśmy - przyznaje "Rz" Krzysztof Niemiec, prezes CTL Logistics. PKP Cargo już zaczęła szacować straty. - Jeżeli będą wysokie i my zwrócimy się do resortu finansów o ich wyrównanie - zapowiada Ryszard Wnukowski, dyrektor działu promocji PKP Cargo.
Ale problemy mają nie tylko firmy zajmujące się transportem. Wojciech Krupnik, członek zarządu do spraw handlowych Fabryki Samochodów Osobowych, powiedział, że już od dzisiaj produkcja samochodów będzie ograniczana i jeśli nie poprawi się sytuacja na wschodniej granicy, to w czwartek zakład zapewne stanie. Brakuje bowiem części do produkcji, które sprowadzane są drogą kolejową m.in. z Ukrainy. Nie ma też gdzie składować samochodów. Na warszawskim Żeraniu czeka 12 pociągów wyładowanych lanosami i chevroletami, PKP nie chce przyjmować kolejnych składów - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Problemów obawiają się również firmy odzieżowe i obuwnicze, które eksportują swoje wyroby na wschód.
KOMENTARZE (0)
Do artykułu: Przewoźnicy liczą straty