Wojna cenowa tanich przewoźników spowoduje, że latanie po Europie będzie coraz tańsze, ale zażarta rywalizacja doprowadzi kilka firm do bankructwa. A to może oznaczać... wzrost cen.
Trudno to nazwać uczciwą reklamą, bo Michael O'Leary zapomniał jak zwykle dodać, że do tej kwoty trzeba jeszcze doliczyć trzy razy tyle na opłaty lotniskowe i podatki. To jednak normalna praktyka wśród tanich przewoźników. Niemal wszyscy podają ceny bez uwzględnienia opłat dodatkowych, a w walce o klienta stosują nieuczciwą reklamę porównawczą - czytamy w dzienniku.
Polska, jako jeden z najszybciej rozwijających się rynków, jest polem najbardziej zażartej rywalizacji. W naszym kraju w reklamie porównawczej przoduje węgierski WizzAir. W ten weekend Węgrzy zaatakowali innego taniego przewoźnika, firmę Norwegian, kampanią "Samoloty z Norwegii, ceny z kosmosu". Zachęcali przy tym do lotów na trasach,których nie obsługują. Reklama została wycofana 19 czerwca - wyjaśnia "Rzeczpospolita".
Tanie linie czeka jednak spadek zysków wynikający z zapowiadanych zmian przepisów. Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego przygląda się warunkom, w jakich podróżują pasażerowie.
Elisabeth Schoeffmann, rzeczniczka agencji, powiedziała "Rz", że jeśli w przyszłym roku zostaną wprowadzone zalecenia dotyczące minimalnych odległości pomiędzy fotelami (dzisiaj jest to 69 cm), to uderzą one właśnie w tanie linie, które starają się zmieścić w każdym samolocie jak największą liczbę pasażerów.