Kilka oznak wskazuje na to, że sektor, w którym dominujemy w Europie - drogowy transport międzynarodowy - zacznie się kurczyć. Z powodów politycznych, choć nie tylko. Za te zmiany zapłacą wszyscy europejscy konsumenci.
- Polscy przewoźnicy to ważny element europejskiego systemu transportowo-logistycznego. Biznes odczuwa to silnie, kiedy polscy kierowcy… nie pracują.
- Na początku tej dekady polskie spółki transportowe - także działające z terenu Polski oddziały firm zachodnich - zdominowały unijny transport międzynarodowy, zdobywając czwartą część rynku.
- Teraz może się to zmienić.
- Niemcy nic nie mają do polskich wydłużonych weekendów; sami potrafią łączyć różne święta, lecz nie omieszkają wypominać, że to rozwala im logistykę - mówi Ireneusz Frankowski, członek zarządu spółki Miratrans z Ozorkowa.
W skumulowane wolne dni w naszym kraju na europejskich giełdach zleceń transportu - Trans.eu, Transporeon, Tomocom, LoadsToday i dziesiątkach krajowych - "siadają" gwałtownie zgłoszenia firm, które chcą podjąć ładunek, szczególnie na dalekich trasach - z Niemiec do Włoch, Hiszpanii czy Grecji.
Zlecenia przejmują wtedy, równie operatywni jak polscy, przewoźnicy z Rumunii, a dokładają się ci z Litwy, Węgier czy Bułgarii. Ale i tak łącznie nie są w stanie wykonać takiej pracy przewozowej, jak nasi "truckersi".
Ale w tej branży wszystko może się zmienić. Nad firmami z krajów Europy Środkowej, do których należy ponad połowa pracy przewozowej w unijnym transporcie międzynarodowym, wisi dziś miecz Damoklesa.
Ekspansja
Szansa pojawiła się dwa razy. Pierwsza, gdy Polska otworzyła się na wolną gospodarkę i wprowadziła swobodną wymianę dewiz. Powstało kilka tysięcy prywatnych firm transportowych, które stopniowo dorabiały się większej liczby pojazdów. Firmy te zajmowały się głównie przewozami krajowymi, a tylko nieliczne zagranicznymi.Druga szansa wyłoniła się, gdy Polska wstąpiła do UE. Staliśmy się wielkim kooperantem dla firm zachodnich, zaczął dynamicznie rosnąć handel zagraniczny. Towary wożono głównie samochodami.
Oczywiście popyt zauważyły przedsiębiorstwa zachodnie, tyle że szybko nastąpił podział ról. Duże firmy logistyczne uznały, że korzystniej jest zająć wyższe szczeble w branży TSL i zlecać transport podwykonawcom. Te procesy zbiegły się ze zmianami na rynku transportu krajów zachodnich. Już na początku dekady dotknął je problem braku wykwalifikowanych kierowców.
Lukę wypełniły polskie firmy. W końcu 2018 r. licencję wspólnotową miało prawie 36 tys. przedsiębiorstw transportowych.
KOMENTARZE (2)
Do artykułu: Wojna na drogach. Polski transport zagrożony?